środa, 23 maja 2018

Niecodziennik kulturoznawczy, cz. 8


CZĘŚĆ 8 - "Jabberwocky", reż. Jan Švankmajer, Czechosłowacja, 1971

„Morze z dwunastu wielkich wałów złożone, z których dziesiąty na nieszczęście cokolwiek jest uszkodzony, półtora tuzina ciemnych obłoków dobrze zachowanych, nadto chmura jedna przeszyta piorunem i śnieg doskonałej jakości (…) trzy butelki błyskawicy, słońce zachodzące, cokolwiek już przetarte i księżyc cokolwiek stary (…) cały ubiór dla widma, to jest koszula skrwawiona, poszarpany płaszcz z dwoma łatami czerwonymi, wystawiającymi rany śmiertelne. (…) głowę lwa, która jeszcze dotąd ryczeć potrafi, tron, na którego stopniach zastygło jeszcze trochę krwi i małe zielone puzderko, w którym można jeszcze znaleźć odrobinę laudanum”. Ten z pozoru niezwiązany z niczym tekst, pełen osobliwych przedmiotów, doskonale oddaje ducha twórczości Švankmajera. Ów czeski reżyser, nazywany także "alchemikiem surrealizmu", w pełni wykorzystałby niemal wszystkie wspomniane elementy, przerobiwszy wcześniej każdą część po swojemu. Švankmajerowskie morze budziłoby pierwotne lęki, przetarte słońce raziłoby swoją represyjnością, a księżyc, mimo, że stary, nie pozwalałby zasnąć ludziom przez wiele nocy. Švankmajer jest bowiem reżyserem, który swój sukces zawdzięcza nie tylko talentowi, lecz w głównej mierze przedmiotom, które otacza niemalże mistyczną czcią.

Na warsztat czeskiego reżysera składa się wiele elementów. Główny wpływ miała młodość urodzonego w 1934 roku Švankmajera, przypadająca na okres rozwoju abstrakcjonizmu. Jednakże abstrakcja nie zyskała jego aprobaty, dlatego też z początkiem lat 60. młody Jan odwrócił się w stronę sztuk figuratywnych. Miało to związek także z teatrem lalek, w którym Švankmajer pracował. Lalki i kukiełki stały się szczególnym środkiem wyrazu w każdym późniejszym dziele reżysera. Uważał on, że współczesna cywilizacja audiowizualna jest zmęczona, a przez to nie da się przekazać wszystkiego tylko za pomocą wzroku. Takie podejście sprawiło, że głównym zmysłem, który jest odpowiedzialny za cały proces tworzenia, jest dotyk. František Dryje zauważa, że u Švankmajera dotyk przeradza się niemal w boską orgię, gdyż reżyser, jako demiurg przedstawianego przez siebie świata, oddaje się z niebywałą namiętnością i satysfakcją procesowi tworzenia lalek, kukiełek i glinianych modeli.

Równie ważna w twórczości Švankmajera jest poetyka snu, a także potęga wyobraźni i psychiki ogółem. Animacje i filmy tworzone przez reżysera zdają się być wyjętymi z innego świata, w którym to, co rzeczywiste, łączy się z nierealnością. Jednakże sny tego czeskiego surrealisty nie są zwykłymi snami. Wielokrotnie przybierają postać koszmarów, w których reżyser daje upust swojej wyobraźni, pełnej dziecięcych obsesji, które, najwidoczniej, pozostały w jego głowie aż do dzisiaj. Idealnym przykładem jest animacja „Jabberwocky”, z 1971 roku.

„Jabberwocky” jest to bardzo luźna adaptacja poematu Lewisa Carrolla, związanego z „Alicją w Krainie Czarów”. Film rozpoczyna powtarzająca się scena, w której dłoń, najprawdopodobniej dorosłego człowieka, uderza nagie pośladki. Po kilku takich ujęciach widz zostaje wprowadzony w przedziwną akcję. Oto pojawia się las pełen bezlistnych drzew. Pośród ogołoconych konarów porusza się jakaś postać. Dopiero bliższe ujęcie pokazuje, że tak naprawdę nie mamy do czynienia z żadną osobą, lecz szafą, przypominającą inne dzieło Carrolla – „Opowieści z Narnii”. Poprzez ową magiczną, wprawioną w życie, szafę przenosimy się do dziecięcego pokoju pełnego starych zabawek, cały czas słuchając poematu wypowiadanego przez dziewczynkę. W pewnym momencie szafa się otwiera, a ze znajdującej się w środku miednicy wyskakuje dziecięce ubranie. Tym samym czeski surrealista rozpoczyna podróż przez dziecięcy umysł, jakże niebezpieczny i perwersyjny z punktu widzenia dorosłego człowieka.

Jak wszystkie przedmioty u Švankmajera, tak i w tej animacji każdy przedmiot posiada własną duszę, żyje oraz porusza się. Jest to jedna z fundamentalnych zasad tego reżysera, aby przedmioty martwe nie zostały tylko wprawione w ruch, lecz właśnie zostały pobudzone do życia. Dlatego też na środku pokoju niespodziewanie wyrastają drzewa, które wypuszczają liście, kwitną, a także owocują, lalki bawią się w dom, a ołowiane żołnierzyki pięknie defilują po biurku. Niestety, tutaj piękna i niewinna aura zostaje przerwana. Oto otwiera się przed widzem prawdziwa destrukcja, skrywana głęboko w dziecięcym umyśle. Soczyste i krągłe jabłka, które przed paroma chwilami pojawiły się na drzewach, teraz spadają na ziemię, pękają, a z ich gnijących wnętrzności wypełzają tłuste larwy. Podobnie dzieje się z lalką, która leży na podłodze – w wyjątkowo obrazowy sposób gnije, a z powstałych ran wydobywają się słomiane flaki i dziesiątki nowych, małych lalek. Wszystkie następnie wstają i ruszają na śmiertelną zabawę, którą właśnie rozpoczyna ożywione, chłopięce ubranie.

Švankmajer w „Jabberwocky” otwarcie czerpie z nauk austriackiego psychoterapeuty, Freuda. Każda scena w tej animacji posiada ukrytą głębię, będąc jednocześnie wnikliwą analizą i doskonałym zobrazowaniem najmroczniejszych fragmentów dziecięcej psychiki. Zabawa się zaczyna, a wraz z nią cała kawalkada sadystycznych zachowań. Czymże byłby švankmajerowski surrealizm połączony z makabreską, gdyby zabawkowy dom był przyzwoicie porządny? Czeski reżyser z właściwą sobie pasją konstruuje grozę. Oto z domku ustawionego na stole wypadają pojedynczo laleczki, wpadając w czarną otchłań młynka do kawy. Następnie każda z nich zostaje położona na stole, gdzie dwa ciężkie żelazka rozprasowują ich kruche ciała. Jednakże nie tylko taki los spotyka dziecięce zabawki zamknięte w švankmajerowskiej rzeczywistości. Inna grupa lalek właśnie szykuje się do obiadu, samemu stając się pokarmem gotowanym we wrzącej wodzie lub pieczonym w piecu, by następnie inne lalki mogły się nimi posilić. Widoczny tutaj kanibalizm doskonale wpisuje się w teorie stworzone zarówno przez Freuda, jak i amerykańskiego psychoanalityka, Bettelheima, którzy zauważyli pewne formy kanibalizmu u małych dzieci.

Švankmajer nie porusza tylko i wyłącznie wątku autodestrukcji, choć w tejże animacji odgrywa ona kluczową rolę. Czeski reżyser porusza także temat autoerotyzmu i odkrywania przez dziecko własnej seksualności, o czym świadczy inna scena, w której figurka dziewczynki nagle okazuje się być scyzorykiem. Ostrze noża, mając w świadomości fascynację Švankmajera Freudem, przywodzi na myśl symbol falliczny, a harce i piruety laleczki ze scyzorykiem – stosunek seksualny, który kończy się ponownym włożeniem ostrza w figurkę, która zaczyna krwawić, plamiąc tym samym biały, symbolizujący czystość, obrus.

Poszczególne sceny animacji połączone są powtarzającym się motywem labiryntu, który pojawia się na ustawionych klockach. Niewidzialna ręka próbuje czarną kreską przebić się przez zakręty, ślepe uliczki i nieprzeniknione ściany. Każda kolejna, nieudana, próba, to nowe, mroczne doświadczenia dziecięcego życia. Dopiero któraś z kolei dróg okazuje się być właściwą, czarna kreska opuszcza labirynt i wyrusza poza swój schemat, kreśląc dalej różne wzory, tym razem po ścianach. Animację kończy znów scena z szafą, lecz tym razem nie wisi w niej ubranie dziecka, lecz garnitur. Okres dziecięcy się skończył, niewidzialny bohater staje się dorosły, a wszelkie upiory wcześniejszych lat zostają zamknięte w klatce, tak jak czarny kocur.

„Jabberwocky” doskonale obrazuje nie tylko fascynacje i źródła twórczości Jana Švankmajera, lecz także jego warsztat, wyrobiony w teatrze lalek. Autor nie bawi się plastyką, lecz przy pomocy zabawek tworzy magię dzieła. W tym wszystkim pozostaje wierny swoim zasadom. Oddaje się swoim obsesjom, które uważa za najważniejsze skarby dzieciństwa. W „Jabberwocky” dodatkowo dochodzi do głosu poetyka snu, w swojej najgorszej, koszmarnej formie.

Jan Švankmajer stał się żywym symbolem czeskiego surrealizmu z wielu powodów. Z jednej strony przyczyniły się do tego czasy, w jakich dane mu było dorastać i żyć, lecz z drugiej główną przyczyną był kontakt z ludźmi. Ludzie w twórczości Švankmajera, mimo, że często są całkowicie pomijani w sferze wizualnej, grają główną rolę. To ludzkie losy, sny, marzenia i obsesje, zarówno te łagodne, jak i perwersyjne, są najważniejszymi historiami w każdej animacji i każdym filmie. W poszczególnych dziełach zmienia się jedynie tworzywo, jakim operuje reżyser. Wszystko to, połączone w całość, tworzy wielobarwny obraz, bardzo niepokojący, przywodzący na myśl twórczość hiszpańskiego malarza, Salvadora Dali.

Umysł Švankmajera, chociaż bystry i ostry jak brzytwa, wydaje się być, mimo wszystko, uśpiony, o czym świadczą powtarzające się odwołania do marzeń sennych, koszmarów i wyobraźni. Może rzeczywiście jest tak, jak uważał Dali, że „gdy rozum śpi, budzą się upiory”?

Komu bym polecił? Miłośnikom surrealizmu w najczystszej postaci. Do tego wielbicielom nietuzinkowych, nieoczywistych, ciężkich i mrocznych animacji. Również wszelkim fanom kina czeskiego. No i tym, których szczerze interesuje psychoanaliza.

"Jabberwocky", 1971



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz