CZĘŚĆ 8 - "Jabberwocky", reż. Jan Švankmajer, Czechosłowacja, 1971
„Morze z dwunastu
wielkich wałów złożone, z których dziesiąty na nieszczęście
cokolwiek jest uszkodzony, półtora tuzina ciemnych obłoków dobrze
zachowanych, nadto chmura jedna przeszyta piorunem i śnieg
doskonałej jakości (…) trzy butelki błyskawicy, słońce
zachodzące, cokolwiek już przetarte i księżyc cokolwiek stary (…)
cały ubiór dla widma, to jest koszula skrwawiona, poszarpany
płaszcz z dwoma łatami czerwonymi, wystawiającymi rany śmiertelne.
(…) głowę lwa, która jeszcze dotąd ryczeć potrafi, tron, na
którego stopniach zastygło jeszcze trochę krwi i małe zielone
puzderko, w którym można jeszcze znaleźć odrobinę laudanum”.
Ten z pozoru niezwiązany z niczym tekst, pełen osobliwych
przedmiotów, doskonale oddaje ducha twórczości Švankmajera. Ów
czeski reżyser, nazywany także "alchemikiem surrealizmu", w pełni
wykorzystałby niemal wszystkie wspomniane elementy, przerobiwszy
wcześniej każdą część po swojemu. Švankmajerowskie morze
budziłoby pierwotne lęki, przetarte słońce raziłoby swoją
represyjnością, a księżyc, mimo, że stary, nie pozwalałby
zasnąć ludziom przez wiele nocy. Švankmajer jest bowiem reżyserem,
który swój sukces zawdzięcza nie tylko talentowi, lecz w głównej
mierze przedmiotom, które otacza niemalże mistyczną czcią.
Na warsztat czeskiego
reżysera składa się wiele elementów. Główny wpływ miała
młodość urodzonego w 1934 roku Švankmajera, przypadająca na
okres rozwoju abstrakcjonizmu. Jednakże abstrakcja nie zyskała jego
aprobaty, dlatego też z początkiem lat 60. młody Jan odwrócił
się w stronę sztuk figuratywnych. Miało to związek także z
teatrem lalek, w którym Švankmajer pracował. Lalki i kukiełki
stały się szczególnym środkiem wyrazu w każdym późniejszym
dziele reżysera. Uważał on, że współczesna cywilizacja
audiowizualna jest zmęczona, a przez to nie da się przekazać
wszystkiego tylko za pomocą wzroku. Takie podejście sprawiło, że
głównym zmysłem, który jest odpowiedzialny za cały proces
tworzenia, jest dotyk. František Dryje zauważa, że u Švankmajera
dotyk przeradza się niemal w boską orgię, gdyż reżyser, jako
demiurg przedstawianego przez siebie świata, oddaje się z niebywałą
namiętnością i satysfakcją procesowi tworzenia lalek, kukiełek i
glinianych modeli.
Równie ważna w
twórczości Švankmajera jest poetyka snu, a także potęga
wyobraźni i psychiki ogółem. Animacje i filmy tworzone przez
reżysera zdają się być wyjętymi z innego świata, w którym to,
co rzeczywiste, łączy się z nierealnością. Jednakże sny tego
czeskiego surrealisty nie są zwykłymi snami. Wielokrotnie
przybierają postać koszmarów, w których reżyser daje upust
swojej wyobraźni, pełnej dziecięcych obsesji, które,
najwidoczniej, pozostały w jego głowie aż do dzisiaj. Idealnym
przykładem jest animacja „Jabberwocky”, z 1971 roku.
„Jabberwocky” jest to
bardzo luźna adaptacja poematu Lewisa Carrolla, związanego z
„Alicją w Krainie Czarów”. Film rozpoczyna powtarzająca się
scena, w której dłoń, najprawdopodobniej dorosłego człowieka,
uderza nagie pośladki. Po kilku takich ujęciach widz zostaje
wprowadzony w przedziwną akcję. Oto pojawia się las pełen
bezlistnych drzew. Pośród ogołoconych konarów porusza się jakaś
postać. Dopiero bliższe ujęcie pokazuje, że tak naprawdę nie
mamy do czynienia z żadną osobą, lecz szafą, przypominającą
inne dzieło Carrolla – „Opowieści z Narnii”. Poprzez ową
magiczną, wprawioną w życie, szafę przenosimy się do dziecięcego
pokoju pełnego starych zabawek, cały czas słuchając poematu
wypowiadanego przez dziewczynkę. W pewnym momencie szafa się
otwiera, a ze znajdującej się w środku miednicy wyskakuje
dziecięce ubranie. Tym samym czeski surrealista rozpoczyna podróż
przez dziecięcy umysł, jakże niebezpieczny i perwersyjny z punktu
widzenia dorosłego człowieka.
Jak wszystkie przedmioty
u Švankmajera, tak i w tej animacji każdy przedmiot posiada własną
duszę, żyje oraz porusza się. Jest to jedna z fundamentalnych
zasad tego reżysera, aby przedmioty martwe nie zostały tylko
wprawione w ruch, lecz właśnie zostały pobudzone do życia.
Dlatego też na środku pokoju niespodziewanie wyrastają drzewa,
które wypuszczają liście, kwitną, a także owocują, lalki bawią
się w dom, a ołowiane żołnierzyki pięknie defilują po biurku.
Niestety, tutaj piękna i niewinna aura zostaje przerwana. Oto
otwiera się przed widzem prawdziwa destrukcja, skrywana głęboko w
dziecięcym umyśle. Soczyste i krągłe jabłka, które przed paroma
chwilami pojawiły się na drzewach, teraz spadają na ziemię,
pękają, a z ich gnijących wnętrzności wypełzają tłuste larwy.
Podobnie dzieje się z lalką, która leży na podłodze – w
wyjątkowo obrazowy sposób gnije, a z powstałych ran wydobywają
się słomiane flaki i dziesiątki nowych, małych lalek. Wszystkie
następnie wstają i ruszają na śmiertelną zabawę, którą
właśnie rozpoczyna ożywione, chłopięce ubranie.
Švankmajer w
„Jabberwocky” otwarcie czerpie z nauk austriackiego
psychoterapeuty, Freuda. Każda scena w tej animacji posiada ukrytą
głębię, będąc jednocześnie wnikliwą analizą i doskonałym
zobrazowaniem najmroczniejszych fragmentów dziecięcej psychiki.
Zabawa się zaczyna, a wraz z nią cała kawalkada sadystycznych
zachowań. Czymże byłby švankmajerowski surrealizm połączony z
makabreską, gdyby zabawkowy dom był przyzwoicie porządny? Czeski
reżyser z właściwą sobie pasją konstruuje grozę. Oto z domku
ustawionego na stole wypadają pojedynczo laleczki, wpadając w
czarną otchłań młynka do kawy. Następnie każda z nich zostaje
położona na stole, gdzie dwa ciężkie żelazka rozprasowują ich
kruche ciała. Jednakże nie tylko taki los spotyka dziecięce
zabawki zamknięte w švankmajerowskiej rzeczywistości. Inna grupa
lalek właśnie szykuje się do obiadu, samemu stając się pokarmem
gotowanym we wrzącej wodzie lub pieczonym w piecu, by następnie
inne lalki mogły się nimi posilić. Widoczny tutaj kanibalizm
doskonale wpisuje się w teorie stworzone zarówno przez Freuda, jak
i amerykańskiego psychoanalityka, Bettelheima, którzy zauważyli
pewne formy kanibalizmu u małych dzieci.
Švankmajer nie porusza
tylko i wyłącznie wątku autodestrukcji, choć w tejże animacji
odgrywa ona kluczową rolę. Czeski reżyser porusza także temat
autoerotyzmu i odkrywania przez dziecko własnej seksualności, o
czym świadczy inna scena, w której figurka dziewczynki nagle
okazuje się być scyzorykiem. Ostrze noża, mając w świadomości
fascynację Švankmajera Freudem, przywodzi na myśl symbol
falliczny, a harce i piruety laleczki ze scyzorykiem – stosunek
seksualny, który kończy się ponownym włożeniem ostrza w figurkę,
która zaczyna krwawić, plamiąc tym samym biały, symbolizujący
czystość, obrus.
Poszczególne sceny
animacji połączone są powtarzającym się motywem labiryntu, który
pojawia się na ustawionych klockach. Niewidzialna ręka próbuje
czarną kreską przebić się przez zakręty, ślepe uliczki i
nieprzeniknione ściany. Każda kolejna, nieudana, próba, to nowe,
mroczne doświadczenia dziecięcego życia. Dopiero któraś z kolei
dróg okazuje się być właściwą, czarna kreska opuszcza labirynt
i wyrusza poza swój schemat, kreśląc dalej różne wzory, tym
razem po ścianach. Animację kończy znów scena z szafą, lecz tym
razem nie wisi w niej ubranie dziecka, lecz garnitur. Okres dziecięcy
się skończył, niewidzialny bohater staje się dorosły, a wszelkie
upiory wcześniejszych lat zostają zamknięte w klatce, tak jak
czarny kocur.
„Jabberwocky”
doskonale obrazuje nie tylko fascynacje i źródła twórczości Jana
Švankmajera, lecz także jego warsztat, wyrobiony w teatrze lalek.
Autor nie bawi się plastyką, lecz przy pomocy zabawek tworzy magię
dzieła. W tym wszystkim pozostaje wierny swoim zasadom. Oddaje się
swoim obsesjom, które uważa za najważniejsze skarby dzieciństwa.
W „Jabberwocky” dodatkowo dochodzi do głosu poetyka snu, w
swojej najgorszej, koszmarnej formie.
Jan Švankmajer stał się
żywym symbolem czeskiego surrealizmu z wielu powodów. Z jednej
strony przyczyniły się do tego czasy, w jakich dane mu było
dorastać i żyć, lecz z drugiej główną przyczyną był kontakt z
ludźmi. Ludzie w twórczości Švankmajera, mimo, że często są
całkowicie pomijani w sferze wizualnej, grają główną rolę. To
ludzkie losy, sny, marzenia i obsesje, zarówno te łagodne, jak i
perwersyjne, są najważniejszymi historiami w każdej animacji i
każdym filmie. W poszczególnych dziełach zmienia się jedynie
tworzywo, jakim operuje reżyser. Wszystko to, połączone w całość,
tworzy wielobarwny obraz, bardzo niepokojący, przywodzący na myśl
twórczość hiszpańskiego malarza, Salvadora Dali.
Umysł Švankmajera,
chociaż bystry i ostry jak brzytwa, wydaje się być, mimo wszystko,
uśpiony, o czym świadczą powtarzające się odwołania do marzeń
sennych, koszmarów i wyobraźni. Może rzeczywiście jest tak, jak
uważał Dali, że „gdy rozum śpi, budzą się upiory”?
Komu bym polecił? Miłośnikom surrealizmu w najczystszej postaci. Do tego wielbicielom nietuzinkowych, nieoczywistych, ciężkich i mrocznych animacji. Również wszelkim fanom kina czeskiego. No i tym, których szczerze interesuje psychoanaliza.
"Jabberwocky", 1971
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz