piątek, 14 lipca 2017

Kraków po raz n-ty

I znów Kraków... Kilka dni już minęło od powrotu z tego pięknego miasta (bez wątpienia najpiękniejszego na ziemi polskiej). Myślałem, że już się pożegnałem (chwilowo) z nim, jednak okazało się, że nie. Tęsknię. Ostatni spacer brzegiem Wisły, na Dębniki i Salwator, 30 czerwca, pokazały mi jak bardzo jestem zżyty z tym miastem. Ja i ono to jedno ciało. Wiem, że przyjaciele i rodzina powiedzą mi "Wrócisz tam" albo "W każdej chwili możesz Kraków odwiedzić", ale czy to będzie to samo? Nie. Codzienne wędrówki ulicami Starego Miasta, żydowskimi zakamarkami Kazimierza, po magicznym Podgórzu, nowoczesnej Nowej Hucie, zabytkowym Zwierzyńcu... Kto nie mieszkał w Krakowie dłużej, niż pół roku, nie doceni tego miasta. Jest stare, męczące, często brudne, bywa źle skomunikowane, odludne, nieprzyjazne... ale jest piękne ponad wszystko. Trzeba zagłębić się w poszczególne ulice, budynki, kamienice, trzeba wchłonąć ten krakowski klimat, kulturę, atmosferę, trzeba poczuć się w pełni krakowianinem, nawet jeśli z krwi jest się kimś innym, aby poczuć piękno tego miasta.

Tęsknię. Myślałem, że tęsknić można tylko za ludźmi. Najwyraźniej jestem hiperwrażliwy, że tęsknię też za miejscami, rzeczami, itp. Kocham Kraków od dziecka i nikt mi tego nie zabierze. Cieszy mnie to, że coś jest tak bardzo mojego, jak niewiele już rzeczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz