czwartek, 11 maja 2017

"Był chyba maj..."

Maj. Lubiłem zawsze ten miesiąc. To w maju zaczyna się szereg wydarzeń kulturalnych. Dla przykładu Kraków - liczne koncerty, Czyżynalia (do niedawna jeszcze na terenie nieczynnego lotniska na Czyżynach - pięknie wtedy było... To uczucie, gdy wówczas siedziało się w nocy na przystanku, w tym jakże obcym miejscu, tak daleko od krakowskiego rynku i od ulicy Wielopole, gdzie poznałem jeden z najfajniejszych hosteli. Teraz mieszkam blisko tego przystanku, a cała oklica, ta bliższa i dalsza, przestała być nieznaną. Kraków bardzo się zmniejszył, odkąd tu zamieszkałem), Noc Synagog, Noc Muzeów (jedna z kilku krakowskich nocy, tuż obok Nocy Teatrów moja ulubiona).

Noc Muzeów zawsze miała w sobie coś magicznego. Pamiętam swoją pierwszą Noc Muzeów, gdy z dziewczyną, jej koleżanką, koleżanką jej koleżanki i naszymi znajomymi ze studiów pojechaliśmy do Wrocławia. Szybko oddzieliliśmy się od grupy, spotkaliśmy też naszego wykładowcą z UŚa, z którym mieliśmy mieć następnego ranka zajęcia. A to niefart, że na te zajęcia nie dotarliśmy! Wrocław był wtedy wyjątkowy. Nieoczekiwanie nie wróciliśmy na poranne zajęcia, a w najlepsze korzystaliśmy z ostatnich minut doby hotelowej, w wynajętym przez nas pokoju w hostelu.

Inną Noc Muzeów, którą wspominam bardzo dobrze, była ta w Krakowie. To był początek naszej krakowskiej przygody, która trwa już, z przerwami, 6.5 roku. Czegóż człowiek chciał wtedy więcej? Ukochana kobieta, ukochane miasto, ukochane muzea... Moja dusza romantyka i kulturoznawcy się cieszyła.

Maj. Cudowny maj. Szkoda, że ten tegoroczny jest taki ponury. Pogoda nie jest taka, jak być powinna, dotychczasowa, majowa beztroska poszła w świat. Z pewnością jeszcze wróci, ale sentymenty już nie pozwolą mi cieszyć się tym majem tak, jak kiedyś. To przykre, że życie potrafi się tak bardzo zmienić w parę chwil. A może to tylko wina mojej wrodzonej melancholii? Przecież z własnej winy wpakowałem się w Weltschmerz, niczym ten gamoń Werter. Może, skoro jest nowy maj, w nowym świecie, warto coś zmienić? Tylko, kurwa, jak?


Obiecałem wrzucać tutaj różne rzeczy, nie tylko swoje, godne pożałowania, myśli. Dziś będzie zatem wiersz, własnego autorstwa. I pewna piosenka.



"Jestem Werterem"

Prowokuję życie do zrobienia jeszcze paru kroków.
Dwa do przodu,
Trzy w bok
I jeszcze pięć wstecz.
Jedyne na co natrafiam to burza,
Sztorm szalejący w czerwonej klatce.

Zdarza się, że klatka przecieka,
Brunatną cieczą zalewając cały świat.
Mój świat.

Niedoskonały w swoim istnieniu.
Nieistniejący w swojej doskonałości.

W klatce tłamszą się emocje i nastroje:
Smutek, apatia i melancholia
Wymieszane ze sobą w różnym stopniu.

Jestem Werterem szukającym swojej Lotty.
Szkoda, że nikt nie wie,
Jak opuścić Weltschmerz.



Teraz coś radośniejszego, dla odmiany.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz